Dotąd
zdarzało mi się robić z ciasta francuskiego, gotowego jak najbardziej.
Tym razem postanowiłam, że się trochę wysilę. Oraz przećwiczę produkcję
pasztecików przed Wigilią. Dotąd paszteciki robiła moja mama. Nauczyła
się je robić także Córcia. No to i ja musiałam popróbować.
Znaczy...
już kiedyś próbowałam, ale ciasto, które zrobiłam wg przepisu mamy było
nie do rozwałkowania, nie do wyrobienia, za to mogło robić za kulę
armatnią. Do zabijania znaczy. Przepis podany przez mamę był "na oko".
Nie miało więc prawa wyjść komuś, kto sobie proporcje składników różnych
dań na kartce oblicza...
Przeryłam
cały Internet w poszukiwaniu porządnego, konkretnego przepisu na
ciasto. Znalazłam! Nie tylko proste, łatwe, szybkie w wykonaniu to
jeszcze paszteciki wyszły cudne i palce lizać!
Kruche ciasto wymaga:
- 200 g margaryny ( nie używam w ogóle, więc dałam 200 g masła)
- 1 jajko
- 100 g gęstej śmietany (12 lub 18%)
- 300 g mąki
- 1 płaska łyżeczka soli
Do
miski wsypałam mąkę, dodałam masło, śmietanę, jajko, sól i zaczęłam
miętosić dłonią tak długo, aż nie miałam wątpliwości, że składniki się
połączyły. Powstała lepiąca się masa. Na suto posypaną mąką stolnicę
wyłożyłam ciasto i podsypując mąką, zaczęłam wyrabiać. O dziwo bardzo
szybko powstało elastyczne ciasto: miękkie, ale już nie lepiące się do
dłoni. Następnie podzieliłam na trzy części, bo mam małą stolnicę i
całości od razu nie mogłam rozwałkować. A rozwałkować trzeba tak na 2-3
mm grubości placek, kształtem zbliżony do prostokąta albo kwadratu. No
bo jakby komuś wyszło koło to będzie miał problem z poszukaniem prostego
boku. Właśnie wzdłuż takiego boku rozkładamy wałek farszu ( o czym
niżej). Zawijamy, robiąc rulon, którego łączenie umieszczamy od spodu.
Odcinamy rulon od placka i produkujemy następny. Potem każdy rulon
kroimy na kawałki, najlepiej po skosie. Z podanych proporcji daje się
wyprodukować ok. 60 sztuk. Przygotowane paszteciki układamy na blasze
wyłożonej papierem do pieczenia (dzięki czemu po wszystkim papier
wyrzucamy, blachę przecieramy wilgotną ściereczką i żadnego mycia! - to
wiadomość dla Ewy). Tak przygotowane paszteciki smarujemy dokładnie
jajkiem rozkłóconym z odrobiną wody i posypujemy kminkiem na przykład
albo sezamem albo niczym, bo tak lubi T., mąż znaczy. Wstawiamy do
piecyka nagrzanego do 180 st.C. Pilnujemy czasu, bo po 30 minutach są
idealnie rumiane. Podałam je, jeszcze ciepłe, z czystym barszczem.
Przyznam, że są równie smaczne całkiem wystudzone.
Teraz
farsz. Do dzisiejszych pasztecików zrobiłam farsz z kurczaka. Dwa dni
temu piekłam kurczaka w worku. Okazało się jednak, że mąż jakoś bez
apetytu, syn zapomniał powiedzieć, że Go na obiedzie nie będzie.... w
sumie 3/4 kurczaka zostało. Więc obrałam kurczaka z mięsa, przepuściłam
je przez maszynkę, dodałam dwie cebule drobno krojone, przesmażone na
oleju, całość mocno przyprawiłam solą i pieprzem. Farsz gotowy.
Do
farszu nadaje się każde mięso gotowane lub pieczone. Do tego smażona
cebula obowiązkowo. Bardzo smaczny farsz stanowi mielone gotowane mięso
połączone pół na pół z gotowaną, kiszoną kapustą (dobrze odciśniętą).
Oczywiście farsz można zrobić z kiszonej kapusty gotowanej z suszonymi
grzybami. Świetny farsz to smażone z cebulką pieczarki - drobno krojone
lub zmielone. Myślę, że pomysłów na farsz jest bez liku. W wypadku
pasztecików ważne, by farsz był zwarty, bo pasztecików nie skleja się
szczelnie, jak pierogów.
Mnie
dziś zostało trochę ciasta. Pokroiłam je w trójkąty (jakieś różnej
wielkości mi wyszły). Jabłko obrałam, pokroiłam w kostkę, wymieszałam je
z odrobiną cukru i cynamonu. Nałożyłam po trochu na każdy trójkąt i
zawinęłam rogaliki. Je także, jak paszteciki posmarowałam jajkiem z wodą
i posypałam z wierzchu cukrem kryształem. Wstawiłam do pieca, jeszcze
gorącego po pasztecikach, także na 180 st.C na 30 minut. Tym sposobem
miałam także deserek. Co jest rzadkością w moim domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz