Oczywiście nieco
zmodyfikowałam i powstało bardzo smaczne
mięsko do przygotowania w 30 minut, z czego 20 minut to czas smażenia i
dopieszczania mięska. Jeśli Wasze paluszki okażą się mniej sprawne i zawijanie potrwa
nieco dłużej to obiad będzie ciut później.
W oryginale do polędwiczek
był sos, który zrobiłam zgodnie z przepisem. Synowi smakował bardzo, a mnie…
bardzo średnio. Stąd następnym razem zrobię sos balsamiczny po swojemu.
1 średniej wielkości
polędwiczka to akurat dla dwóch osób, więc skoro głodnych więcej to i mięsa
trzeba nabyć więcej.
Polędwiczkę dokładnie
osuszyłam po umyciu, obrałam z powięzi wszelakich. Oddzieliłam tę część, która
odstaje ze swej natury, a resztę pokroiłam w równe słupki, ok. 3-4 cm. Każdy plaster położyłam
na desce tą powierzchnią, po której szedł nóż, lekko przycisnęłam i
natychmiast przywróciłam kształt. Chodzi o to, by nieco mięso zmiękczyć, ale
jednak go nie rozerwać. Każdy słupek mięsa owinęłam plastrem szynki
szwarcwaldzkiej (złożonym na pół, bo był za szeroki w stosunku do wysokości słupka)
i spięłam wykałaczką. Posoliłam i popieprzyłam po obu stronach (tylko mięso).
Na dobrze rozgrzanej oliwie smażyłam każdy słupek, w pozycji stojącej, 2-3 minuty, a następnie wstawiłam patelnię z mięsem do nagrzanego do 180 st.C, piekarnika. Na 10 minut. Gdy mięso już się pod palcem nie ugina znaczy, że gotowe. Gdyby jeszcze było zbyt miękkie zostawiamy w piecu na kilka minut. Jednak z polędwicą każdą jest tak, że za krótko i za długo dopiekana nie jest dobra. Wyjęta zbyt szybko może być różowa w środku (chyba, że ktoś lubi), a za późno – zrobi się sucha i żylasta. Natomiast gdy w sam raz, mimo, że to nie jest mięso miękkie jak dla niemowląt to zachowuję swoją cudną soczystość, a nie jest już surowe. To jest moment, gdy jest najsmaczniejsze.
Wcześniej przygotowałam sos:
- 30 ml białego wytrawnego
wina
- 30 ml octu balsamicznego
Wlałam do garnuszka,
zagotowałam i odparowałam o połowę. Dodałam sól, pieprz oraz 100 ml śmietany
30%. Zagotowałam ciągle mieszając. Jeśli za rzadkie trzeba jeszcze gotować do właściwej
konsystencji. Gotowy wygląda jak rozpuszczona czekolada mleczna.
Jak już mówiłam mnie by
bardziej pasował sos balsamiczny robiony z sosu sojowego, octu balsamicznego i
odrobiny miodu lub cukru (można także dodać trochę wody, a całość zagęścić mąką
kartoflaną). Słodycz ze śmietany
przełamywana kwasem octu balsamicznego mi jakoś nie pasuje.
Do tego zrobiłam zwyczajna
sałatkę z pomidorów, czerwonej cebuli, kilku listków bazylii posiekanych,
przyprawioną solą, pieprzem i oliwą z oliwek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz