Tak
generalnie to nie robię przetworów i zapasów na zimę. Bo nie umiem
większości, bo przeraża mnie wielogodzinna praca, bo nie mam gdzie
przechowywać słoików (gdyż w moim garażu autko ma cieplutko, a przetwory
przy okazji też).
Są
jednak dwa wyjątki: ogórki kiszone w słoikach i śliwki w occie. Jedno i
drugie nie wymaga szczególnej zimnicy, by się nie psuły. Jedno i drugie
nie wymaga pasteryzacji. Jedno i drugie kupowane w sklepach smakuje
zupełnie inaczej.
Śliwki
w occie, choć można je już kupić w wielu sklepach są z reguły
rozbabrane i się rozpadają jak tylko je dotknąć. A cały ich cymes to
słodko kwaśny smak i jędrność. Są jednym z najlepszych dodatków do mięs na zimno, pasztetów, a nawet zwykłej szynki.
W
sieci jest wiele przepisów. Ten, który stosuję, pochodzi ze starego
wydania „Kuchni polskiej”. Tylko pozornie jest pracochłonny. Jedyna
niedogodność to fakt, że gar ze śliwkami stoi nam w kuchni przez 4 dni.
Jednak każdego dnia interesuje nas przez kilka minut. Trochę dłużej
przygotowanie pierwszego dnia i trochę dłużej ostatniego, gdy śliwki
lądują w słoikach.
Na
śliwki w occie potrzebne są…..śliwki. Węgierki drobne, nieprzejrzałe.
Myjemy w dużej ilości zimnej wody, odrywamy ogonki. W większości
przepisów każą je nakłuwać. Mnie tam się nigdy nie chciało i jakoś nie
pękały.
Wsypujemy je do dużego garnka. W innym garze zagotowujemy (proporcje na 1 kg śliwek) 750 ml wody. Gdy się zagotuje dodajemy 25 dg cukru i wlewamy pół szklanki (ok. 125 ml) octu spirytusowego, 10-cio procentowego. Dosypujemy trochę mielonego cynamonu, sporo goździków i opcjonalnie ziele angielskie.
Gdy zalewa się zagotuje przelewamy ją, gorącą, do gara ze śliwkami. Gar przykrywamy ściereczką. Na dziś mamy fajrant.
Następnego dnia zlewamy zalewę znad śliwek, zagotowujemy i znów zalewamy gorącą śliwki. Mamy fajrant.
Dnia trzeciego robimy dokładnie to samo, co drugiego. Fajrant też się powtarza.
Czwartego
dnia zlewamy zalewę, a w czasie, gdy się zagotowuje zimne śliwki
układamy w słoikach. Oczywiście czystych, wyparzonych (albo jak ja to
robię świeżo umytych w zmywarce, a zakrętki, wrzucone do miski, po
prostu zalewam wrzącą wodą z czajnika , a potem wysypuję na czystą
ściereczkę i dosuszam).
Teraz
przy pomocy chochli do zupy zalewam śliwki gorącym octowym syropem i
natychmiast zakręcam. Płyn musi przykryć śliwki. Nooooo i jak wystygną
to można sobie przenieść do miejsca magazynowania. Gwarantuję, że się
nie zepsują nawet dwa lata.
P.S. Informacja dla Ewy: do umycia dwa garnki, ale po 4 dniach dopiero
P.S.P.S.
Jak ktoś ma więcej śliwek , ale kłopot z obliczeniem proporcji
składników to polecam się – obliczę. Ostatecznie jestem z zawodu
laborantem chemicznym i tyle mi zostało, że umiem obliczać
proporcje;-)))))))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz