Albo ktoś lubi albo do ust
nie weźmie. Stąd podpowiedź jak ją w najprostszy sposób zrobić jest tylko dla
połowy ludzkości.
Świeżutką wątróbkę płuczemy
dokładnie na sicie. Dobra wątróbka jest zwarta, nie rozłazi się w palcach. Każdą
kroimy na 3-4 kawałki odrzucając białą żyłkę.
Wrzucamy do miski z dwiema
łyżkami mąki pszennej i otaczamy każdy kawałek. Przygotowujemy:
- 1 cebulę pokrojoną w piórka
- 1 jabłko obieramy, usuwamy
gniazdo nasienne i kroimy w cienkie ćwierćplasterki.
Rozgrzewamy olej,
przesiewając przez palce, pozbywając się nadmiaru mąki, wrzucamy wątróbkę na
tłuszcz. Niestety strzela tłuszczem na boki. Mieszamy tak, by każdy kawałek
osmażył się ze wszystkich stron, wrzucamy cebulę i jabłko i teraz dopiero
solimy. Gdyby posolić wątróbkę przed smażeniem stwardnieje i będzie do niczego.
Poza solą doprawiamy mielonym pieprzem i majerankiem. Zmniejszamy nieco grzanie
i dusimy wszystko razem do chwili, gdy cebulka zmięknie, a jabłko prawie się rozpada.
Nie jest to potrawa do odgrzewania.
Przyrządza się ją szybko, ale trzeba od razu jeść.
Ja podaję ją z kiszonym lub
konserwowym ogórkiem i ziemniaczanym puree.
Puree robię najprościej jak
się da: ugotowane, gorące ziemniaki, odlewam i po odparowaniu, w garnku duszę takim
…. dinksem do duszenia ziemniaków (jak się to do diabła nazywa?), dodaje łyżkę
masła, pół kubeczka (ok. 70 g)
podgrzanego w mikrofali mleka, czasem, jak trzeba nieco soli oraz szczyptę
gałki muszkatołowej (niekoniecznie). Dokładnie mieszam i jest moje ulubione
puree.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz