Post Scriptum napisane na
końcu, ale wklejone na początek, co by się nikt nie zniechęcał, że przepis
pracochłonny. W sumie w 45 minut obiad gotowy, tylko mnie się coś dzisiaj
włączyły dygresje i notka gigantyczna wyszła.
Syn jest wielbicielem mięsa
wołowego. Wołowina to „trudny” materiał, bo wymaga długotrwałej obróbki, a
bywa, że efekt jest niezadowalający. Często jest sucha albo po prostu włóknista
i twarda. No, chyba, że się ma na nią metodę. Jeśli do tego lubicie azjatyckie
smaki i aromaty, to wołowina po chińsku jest idealnym daniem.
Potrzebne:
- ½ kg ładnej, chudej
wołowiny, co wcale nie znaczy, że musi to być polędwica wołowa, która ma dość
absurdalnie wysoką cenę
- 2 marchewki
- 1 cebula
- 1 por (biała część)
- 3 liście kapusty pekińskiej
- 200 g (puszka lub słoiczek)
pędów bambusa (niekoniecznie, ale miło by było)
- garść grzybków mun (znam
tylko z firmy Tao Tao)
- ½ czerwonej papryki
- 2 ząbki czosnku
- 2-3 łyżeczki cukru
- 1-2 łyżki octu (ja daję
spirytusowy, bo po odparowaniu nie zostawia aromatu, ale może to być ocet
winny)
- sos sojowy
- trochę imbiru w proszku
(lub jeśli ktoś woli 2 cm
korzenia świeżego imbiru, drobniutko posiekanego)
- 2 łyżki słodko-pikantnego
sosu chilli firmy Tao Tao (niekoniecznie, ale podbija smak)
- olej
- chiński makaron – może być
tzw 3 minutowy, ryżowy czy jaki tam lubimy. Od biedy kupujemy 2-3 paczki zupek
chińskich, paczuszki z przyprawami wywalamy, a makaron zalewamy wrzątkiem i
odcedzamy po 5 minutach
- łyżka mąki ziemniaczanej do
zagęszczenia potrawy
Marynata:
- 4 łyżki sosu sojowego
- 4 łyżki białego wina (albo
1-2 łyżeczek czystej, białej wódki)
- 4 ząbki czosnku
- płatki suszonego chilli
albo pół świeżej papryczki chilli
- 2 łyżeczki cukru
- sok z połowy cytryny
Wołowinę myjemy, dokładnie
osuszamy, ciasno zawijamy w folię i wkładamy do zamrażalnika. Po pół godzinie
odwracamy paczuszkę w zamrażalniku, by podmroziła się równo. Gdy czujemy, że po
wierzchu już zamarzła, a w środku jeszcze miękka wyjmujemy i ostrym dużym nożem
kroimy najcieńsze jak umiemy plasterki. Jeśli są duże to dzielimy ja na pół, by
nie były większe jak 3 x 3 cm,
ale oczywiście nie muszą być kwadratami. Zostawiamy na 15 minut, by się całkiem
rozmroziły. Zalewamy grzybki mun wrzątkiem. Przygotowujemy w tym czasie
marynatę łącząc wszystkie jej składniki, przy czym czosnek najlepiej ścieramy
na drobnej tarce albo rozmiażdżamy w moździerzu. Kawałeczki mięsa wkładamy do
marynaty, mieszamy i zostawiamy w lodówce na pół godziny (albo dłużej). W tym
czasie przygotowujemy warzywa. Marchewki kroimy w zapałki. Cebulę w piórka. Por
w plasterki. Kapustę pekińską troszkę inaczej: zielone części w paski i robimy
osobną kupkę z nich, a białą, twardszą część w kawałki 2 centymetrowe. Paprykę
w zapałki. Grzybki mun w cienkie paseczki. Czosnek w plasterki.
Całość najlepiej robić w
woku. Nie dlatego, by zachować styl chiński, ale dlatego, że wok to mądre
urządzenie. Niby micha do smażenia, tyle tylko, że na samym dnie, przylegającym
do płyty czy palnika gazowego temperatura jest najwyższa. Tu odbywa się
smażenie. Trochę ponad, na bokach temperatura jest nieco niższa, więc następuje
proces duszenia. A jeszcze wyżej, przy samym brzegu temperatura jest najniższa i
jedzonko odpoczywa. Jak się dowiedziałam tajemnica chińskich potraw robionych w
woku polega na tym, że co chwila, na zmianę, podnosi się i obniża temperatura przygotowywanego jedzenia.
Tak więc do woka wlewamy dwie
łyżki oleju i mocno je rozgrzewamy. Wrzucamy czosnek i dość szybko, by czosnek
się nie spalił, dodajemy grzybki mun. Mieszamy (zresztą cały czas, podczas tego
gotowania mieszamy). Następnie, co ok. 1-2 minuty, w kolejności: marchewka, grzybki,
cebula, por, papryka, twarde części kapusty pekińskiej. Na sam koniec zielone
części kapusty i pędy bambusa. Teraz od razu dajemy 2 łyżeczki cukru i dwie
łyżki octu, szczyptę imbiru. Mieszamy i przekładamy do innego naczynia. Woka
wycieramy dokładnie ręcznikiem papierowym. Rozgrzewamy od nowa, wlewamy łyżkę
oleju, rozgrzewamy i przekładamy wołowinę wraz z marynatą. Smażymy zamieniając
miejscami kawałki mięsa do chwili, gdy całe zbrązowieje. Posmakujcie kawałek –
na pewno już miękkie. Teraz wracamy do woka z warzywami, dokładnie mieszamy,
podlewamy odrobiną wody i smakujemy. Jeśli trzeba dodajemy sosu sojowego,
cukru, czy też octu, a najlepiej sosu Tao Tao. Odrobinę mąki ziemniaczanej
rozrabiamy w kubeczku z zimną wodą i zawiesiną zagęszczamy danie. Teraz można
dołożyć przygotowany wcześniej makaron i dokładnie wymieszać albo makaron podać
osobno i każdy na talerzu miesza w żądanej proporcji.
Wołowinka palce lizać.
Spróbujcie
Witaj Zante:)
OdpowiedzUsuńSkusiłam się, rządna odmiany, i zrobiliśmy obiad wedle Twego przepisu:)) Krojenia jednak trochę było, więc solidarnie z mężem na cztery ręce.
Właśnie skończyliśmy konsumować i oblizujemy pyszczki!
Dzięki za pomysł!
Pozdrawiam!
Bardzo się cieszę. Bo to wielka frajda, gdy komuś smakowało. Pozdrówka
UsuńZrobilam dzs wieczorem pierwszy raz ....a juz nie moge sie doczekac jutrzejszego obiadu ....pycha
OdpowiedzUsuńDziekuje
Nie tylko cieszę się, że pycha. Cieszę się, że mi przypomniałaś o tej wołowinie, bo chińszczyzna chodzi za mną od kilku dni. Pozdrawiam
UsuńMam pytanie, czy ona jest taka w sosie własnym, czy bardziej sucha. Chodzi za mną chińska, duszona wołowina ale na "mokro" tylko nie kupna, a domowej roboty
OdpowiedzUsuń