niedziela, 3 lutego 2013

Wołowina po chińsku



Post Scriptum napisane na końcu, ale wklejone na początek, co by się nikt nie zniechęcał, że przepis pracochłonny. W sumie w 45 minut obiad gotowy, tylko mnie się coś dzisiaj włączyły dygresje i notka gigantyczna wyszła.



Syn jest wielbicielem mięsa wołowego. Wołowina to „trudny” materiał, bo wymaga długotrwałej obróbki, a bywa, że efekt jest niezadowalający. Często jest sucha albo po prostu włóknista i twarda. No, chyba, że się ma na nią metodę. Jeśli do tego lubicie azjatyckie smaki i aromaty, to wołowina po chińsku jest idealnym daniem. 


Potrzebne:

- ½ kg ładnej, chudej wołowiny, co wcale nie znaczy, że musi to być polędwica wołowa, która ma dość absurdalnie wysoką cenę

- 2 marchewki

- 1 cebula

- 1 por (biała część)

- 3 liście kapusty pekińskiej

- 200 g (puszka lub słoiczek) pędów bambusa (niekoniecznie, ale miło by było)

- garść grzybków mun (znam tylko z firmy Tao Tao)

- ½ czerwonej papryki

- 2 ząbki czosnku

- 2-3 łyżeczki cukru

- 1-2 łyżki octu (ja daję spirytusowy, bo po odparowaniu nie zostawia aromatu, ale może to być ocet winny)

- sos sojowy

- trochę imbiru w proszku (lub jeśli ktoś woli 2 cm korzenia świeżego imbiru, drobniutko posiekanego)

- 2 łyżki słodko-pikantnego sosu chilli firmy Tao Tao (niekoniecznie, ale podbija smak)

- olej

- chiński makaron – może być tzw 3 minutowy, ryżowy czy jaki tam lubimy. Od biedy kupujemy 2-3 paczki zupek chińskich, paczuszki z przyprawami wywalamy, a makaron zalewamy wrzątkiem i odcedzamy po 5 minutach

- łyżka mąki ziemniaczanej do zagęszczenia potrawy

Marynata:

- 4 łyżki sosu sojowego

- 4 łyżki białego wina (albo 1-2 łyżeczek czystej, białej wódki)

- 4 ząbki czosnku

- płatki suszonego chilli albo pół świeżej papryczki chilli

- 2 łyżeczki cukru

- sok z połowy cytryny

Wołowinę myjemy, dokładnie osuszamy, ciasno zawijamy w folię i wkładamy do zamrażalnika. Po pół godzinie odwracamy paczuszkę w zamrażalniku, by podmroziła się równo. Gdy czujemy, że po wierzchu już zamarzła, a w środku jeszcze miękka wyjmujemy i ostrym dużym nożem kroimy najcieńsze jak umiemy plasterki. Jeśli są duże to dzielimy ja na pół, by nie były większe jak 3 x 3 cm, ale oczywiście nie muszą być kwadratami. Zostawiamy na 15 minut, by się całkiem rozmroziły. Zalewamy grzybki mun wrzątkiem. Przygotowujemy w tym czasie marynatę łącząc wszystkie jej składniki, przy czym czosnek najlepiej ścieramy na drobnej tarce albo rozmiażdżamy w moździerzu. Kawałeczki mięsa wkładamy do marynaty, mieszamy i zostawiamy w lodówce na pół godziny (albo dłużej). W tym czasie przygotowujemy warzywa. Marchewki kroimy w zapałki. Cebulę w piórka. Por w plasterki. Kapustę pekińską troszkę inaczej: zielone części w paski i robimy osobną kupkę z nich, a białą, twardszą część w kawałki 2 centymetrowe. Paprykę w zapałki. Grzybki mun w cienkie paseczki. Czosnek w plasterki.

Całość najlepiej robić w woku. Nie dlatego, by zachować styl chiński, ale dlatego, że wok to mądre urządzenie. Niby micha do smażenia, tyle tylko, że na samym dnie, przylegającym do płyty czy palnika gazowego temperatura jest najwyższa. Tu odbywa się smażenie. Trochę ponad, na bokach temperatura jest nieco niższa, więc następuje proces duszenia. A jeszcze wyżej, przy samym brzegu temperatura jest najniższa i jedzonko odpoczywa. Jak się dowiedziałam tajemnica chińskich potraw robionych w woku polega na tym, że co chwila, na zmianę,  podnosi się i obniża  temperatura przygotowywanego jedzenia.

Tak więc do woka wlewamy dwie łyżki oleju i mocno je rozgrzewamy. Wrzucamy czosnek i dość szybko, by czosnek się nie spalił, dodajemy grzybki mun. Mieszamy (zresztą cały czas, podczas tego gotowania mieszamy). Następnie, co ok. 1-2 minuty, w kolejności: marchewka, grzybki, cebula, por, papryka, twarde części kapusty pekińskiej. Na sam koniec zielone części kapusty i pędy bambusa. Teraz od razu dajemy 2 łyżeczki cukru i dwie łyżki octu, szczyptę imbiru. Mieszamy i przekładamy do innego naczynia. Woka wycieramy dokładnie ręcznikiem papierowym. Rozgrzewamy od nowa, wlewamy łyżkę oleju, rozgrzewamy i przekładamy wołowinę wraz z marynatą. Smażymy zamieniając miejscami kawałki mięsa do chwili, gdy całe zbrązowieje. Posmakujcie kawałek – na pewno już miękkie. Teraz wracamy do woka z warzywami, dokładnie mieszamy, podlewamy odrobiną wody i smakujemy. Jeśli trzeba dodajemy sosu sojowego, cukru, czy też octu, a najlepiej sosu Tao Tao. Odrobinę mąki ziemniaczanej rozrabiamy w kubeczku z zimną wodą i zawiesiną zagęszczamy danie. Teraz można dołożyć przygotowany wcześniej makaron i dokładnie wymieszać albo makaron podać osobno i każdy na talerzu miesza w żądanej proporcji.

Wołowinka palce lizać. Spróbujcie


5 komentarzy:

  1. Witaj Zante:)
    Skusiłam się, rządna odmiany, i zrobiliśmy obiad wedle Twego przepisu:)) Krojenia jednak trochę było, więc solidarnie z mężem na cztery ręce.
    Właśnie skończyliśmy konsumować i oblizujemy pyszczki!
    Dzięki za pomysł!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę. Bo to wielka frajda, gdy komuś smakowało. Pozdrówka

      Usuń
  2. Zrobilam dzs wieczorem pierwszy raz ....a juz nie moge sie doczekac jutrzejszego obiadu ....pycha
    Dziekuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko cieszę się, że pycha. Cieszę się, że mi przypomniałaś o tej wołowinie, bo chińszczyzna chodzi za mną od kilku dni. Pozdrawiam

      Usuń
  3. Mam pytanie, czy ona jest taka w sosie własnym, czy bardziej sucha. Chodzi za mną chińska, duszona wołowina ale na "mokro" tylko nie kupna, a domowej roboty

    OdpowiedzUsuń