piątek, 3 maja 2013

Szaszłyki wg Michela Morana... ale trochę moje



Moje szaszłyki zawsze jakieś takie wysuszone wychodziły. Niby wszystko smaczne, a jednak nie czułam satysfakcji.

Do teraz.

Sięgnęłam do przepisu mistrza Morana i zrobiłam jak kazał….no prawie.

600 g polędwiczki wieprzowej obrałam z powięzi, a następnie pokroiłam w centymetrowe plasterki, które poukładałam na tacce. Następnie posoliłam, oprószyłam pieprzem mielonym, odrobiną curry i dodałam sporo tymianku. Następnie polałam oliwą z oliwek i wymieszałam. Potem znów ślicznie poukładałam.

Paprykę czerwoną pokroiłam w kwadraty (tak 2 na 2 cm). Cebulę na ćwiartki i rozłożyłam na pojedyncze warstwy. Pomidory nieduże - w szóstki.

Na patelni rozgrzałam odrobinę oliwy z oliwek, wrzuciłam łódeczki cebuli i kwadraty papryki. Zamieszałam, by wszystko otoczyło się oliwą, lekko posoliłam, oprószyłam pieprzem i tymiankiem. Gdy warzywa się tylko zeszkliły przełożyłam do miski, by lekko ostygły. Boczek wędzony pokroiłam w niewielkie kawałki (na tę ilość polędwiczek ok. 15 kawałków boczku). Na patyki szaszłykowe wkładałam na przemian warzywa, w tym kawałki pomidorów, mięso i boczek tak, by początek i koniec patyczka zamknięty był przez mięso lub boczek. Szaszłyki osmażyłam na suchej, dobrze rozgrzanej patelni, a następnie ułożone w foremkę (może być naczynie żaroodporne) wstawiłam do piekarnika, nagrzanego do 175 stopni. Po 6 minutach szaszłyki odwróciłam i wróciłam z foremką do pieca na kolejne 3 minuty.

No się zdziwiłam, że nie tylko nie są suche, ale aromatyczne i naprawdę bardzo smaczne.


Zdjęci do najładniej skomponowanych nie należy, ale dopiero jak posmakowaliśmy mięska postanowiłam je opisać i pstryknęłam zdjęcie w ostatniej chwili przed zniknięciem szaszłyków

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz