Moje szaszłyki zawsze jakieś
takie wysuszone wychodziły. Niby wszystko smaczne, a jednak nie czułam
satysfakcji.
Do teraz.
Sięgnęłam do przepisu mistrza
Morana i zrobiłam jak kazał….no prawie.
600 g polędwiczki wieprzowej obrałam z powięzi, a następnie
pokroiłam w centymetrowe plasterki, które poukładałam na tacce. Następnie
posoliłam, oprószyłam pieprzem mielonym, odrobiną curry i dodałam sporo
tymianku. Następnie polałam oliwą z oliwek i wymieszałam. Potem znów ślicznie
poukładałam.
Paprykę czerwoną pokroiłam w
kwadraty (tak 2 na 2 cm).
Cebulę na ćwiartki i rozłożyłam na pojedyncze warstwy. Pomidory nieduże - w
szóstki.
Na patelni rozgrzałam
odrobinę oliwy z oliwek, wrzuciłam łódeczki cebuli i kwadraty papryki. Zamieszałam,
by wszystko otoczyło się oliwą, lekko posoliłam, oprószyłam pieprzem i
tymiankiem. Gdy warzywa się tylko zeszkliły przełożyłam do miski, by lekko
ostygły. Boczek wędzony pokroiłam w niewielkie kawałki (na tę ilość polędwiczek
ok. 15 kawałków boczku). Na patyki szaszłykowe wkładałam na przemian warzywa, w
tym kawałki pomidorów, mięso i boczek tak, by początek i koniec patyczka
zamknięty był przez mięso lub boczek. Szaszłyki osmażyłam na suchej, dobrze
rozgrzanej patelni, a następnie ułożone w foremkę (może być naczynie
żaroodporne) wstawiłam do piekarnika, nagrzanego do 175 stopni. Po 6 minutach
szaszłyki odwróciłam i wróciłam z foremką do pieca na kolejne 3 minuty.
No się zdziwiłam, że nie
tylko nie są suche, ale aromatyczne i naprawdę bardzo smaczne.
Zdjęci do najładniej skomponowanych nie należy, ale dopiero jak posmakowaliśmy mięska postanowiłam je opisać i pstryknęłam zdjęcie w ostatniej chwili przed zniknięciem szaszłyków
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz